Pod koniec ubiegłego roku odbył się przewóz ogromnego transformatora po krętych, norweskich drogach. Ładunek ważył 225 ton, a trasa, którą miał pokonać, była tak trudna, że przygotowania trwały pięć miesięcy. Jednak cały transport obył się bez problemów.
Następny taki transport zaplanowano na ubiegły tydzień. Transformator do przewiezienia ważył 250 ton, a trasa prowadziła przez gminę Suldal, mniej więcej 200 kilometrów na północ od poprzedniej trasy. Za transport odpowiedzialny był norweski przewoźnik, ale niestety zakończył się on katastrofą.
W piątek 28 czerwca, na jednym z ciasnych nawrotów drogi nr 692, specjalistyczna przyczepa wioząca ładunek przewróciła się na prawy bok. Transformator wypadł z mocowania, a trasa została niemal całkowicie zablokowana. Na drodze zorganizowano ruch wahadłowy, ale wyłącznie dla pojazdów o szerokości poniżej dwóch metrów.
Z wyliczeń wiemy, że łączna masa zestawu wynosiła aż 410 ton, także opanowanie sytuacji stało się ogromnym problemem. Minęło już sześć dni od przewrócenia ciężarówki, a nadal nie ma informacji o jej podniesieniu. Norwedzy szukają sposobu, by dźwignąć 250-tonowy transformator w tak trudnym miejscu.
Podjęli próbę rozwiązania problemu przy pomocy naturalnego ukształtowania terenu. Chcą wyciągnąć transformator, zapierając go o pobliskie skały. Tworzone są już w tym celu specjalne mocowania, co można zobaczyć na załączonym filmie.
Niestety przez ten długi czas postępowania mieszkańcy okolicznych miejscowości mają poważny problemem z zaopatrzeniem, gdyż na norweskich fiordach ciężko o objazd dla ciężarówek.
Pytanie, dlaczego tak potężne transformatory zwożone są na zachód Norwegii? Otóż od 2021 roku mają one pracować przy podwodnym połączeniu energetycznym między Norwegią a Wielką Brytanią. Będzie to najdłuższe połączenie tego typu na świecie, ma liczyć 730 kilometrów, a koszt całego projektu oceniany jest na dwa miliardy euro.